Mężczyzna w końcu unosi głowę i spogląda na mnie swoimi błyszczącymi, szarymi oczami – takimi jak moje. W ułamku sekundy dociera do mnie, że już go gdzieś widziałam i nagle nadchodzi olśnienie. Przełykam głośno ślinę na widok Syriusza Blacka, a spierzchnięte wargi mordercy układają się w drwiący uśmiech. Tym razem to on podchodzi do mnie i choć wiem, że przez stalowe kraty nie może mi zrobić żadnej krzywdy, z mojego gardła mimowolnie wydobywa się przepełniony przerażeniem krzyk. Black krzywi się nieznacznie, a potem, z wyrazem triumfu na swojej wychudzonej twarzy, która pomimo upływu czasu zachowała dawny wygląd, zaczyna się kurczyć. Opada ciężko na kolana. Jego źrenice zaczynają się poszerzać, jego twarz ulega deformacji, a z jego ciała zaczyna wyrastać gęsta sierść w kolorze jego włosów.
I wtedy sen się urywa. Mrugam i już go nie ma.